sobota, 18 maja 2013

Rozdział 81

*z perspektywy Alex*

Obudziłam się rano z rozmazanym tuszem na całej twarzy. Wyszłam z łóżka Harry'ego i udałam się prosto do łazienki. Przemyłam twarz i spojrzałam w lustro, gdy w odbiciu przyuważyłam Stylesa.
A- Już nie śpisz?- spytałam.
H- Nie wiem jak tobie, ale mi spanie do 10 nie wystarczy.- odparł śmiejąc się.
A- Nie mogłam spać.- minęłam go i poszłam do pokoju, w którym miałam spędzić noc. Złapałam z torby byle jakie spodnie oraz koszulkę i poszłam się przebrać. 
H- Chcesz może porozmawiać?
A- Dlaczego tak sądzisz?- spytałam zdezorientowana.
H- Widzę, że coś jest nie tak. Przejdźmy się.
A- Jak chcesz.- odparłam.
Po piętnastu minutach bez żadnego słowa wyszliśmy z domu. Śnieg delikatnie spadał nam na ramiona. Maszerowaliśmy równym tempem przed siebie. Słońce muskało nasze twarze. Zatrzymaliśmy się dopiero nad rzeczką w pobliskim parku. Kucnęłam łapiąc się barierki. 
H- Co masz na sumieniu?- przerwał ciszę.
A- Sama nie wiem.
H- Wczoraj wieczorem... Wszystko było w porządku, aż do wieczora. Nie rozumiem tego.
A- Mam po prostu czasem takie chwile, gdzie wszystko traci sens. Nie umiem Ci tego wyjaśnić. 
Obydwoje znów pogrążyliśmy się w ciszy. Chciałam właśnie wstać i iść dalej gdy usłyszałam wołanie, Odwróciłam się i dostałam śnieżką prosto w twarz.
A- Serio?- spytałam z sarkazmem,
Styles podrzucał śnieżkę w ręce szyderczo się uśmiechając.
A- Rzucasz mi wyzwanie?
Po chwili śnieg był wszędzie. Uciekaliśmy, chowaliśmy się za drzewami i ciskaliśmy w siebie białym puchem najszybciej jak tylko się dało. W pewnym momencie Hazz poślizgnął się na lodzie i poleciał wprost na mnie. Leżeliśmy na sobie, a nasze usta prawie się stykały. Czułam na sobie jego oddech.
A- Co powiesz na remis?- spytałam.
H- Jak najbardziej mnie satysfakcjonuje.



* z perspektywy Nialla*

Minusowa temperatura, cały Londyn pokryty w śniegu. Ludzie trzęśli się z zimna w swoim kurtkach, podczas gdy Charlie gdzieś siedziała tutaj w samej piżamie. Musiałem jak najszybciej ją znaleźć.
M- Co robimy?
N- Nie wiem jak ty, ale ja zamierzam ją znaleźć.- odpowiedziałem z pogardą.
Początkowo truchtaliśmy razem pomiędzy wszystkimi uliczkami w okolicy ale postanowiliśmy się rozdzielić... na szczęście. Zaglądałem wszędzie lecz po niej nie było ani śladu. Chwilami zastanawiałem się czy może nie wróciła do domu, albo czy Matty nie zauważył jej pierwszy. Ale nie chciałem się poddawać, intuicja podpowiadała mi co innego. Złość już mi opadła, teraz byłem zmartwiony. Bezradnie patrząc w niebo przypomniała mi się sytuacja w górach. Może nie była to najlepsza wprawa w moim życiu, ale pokazała mi, że wszystko jest możliwe i nie można tracić nadziei. Czas mijał, robiło się coraz chłodniej. Miałem zamiar wracać gdy zauważyłem zza rogu czyjąś nogę. Podszedłem tam i zauważyłem ją. Jest. Była tam, siedziała skulona, a jej ciało drżało. 
Ch- Odejdź.
N- Chodź ze mną.
Ch- Proszę Cię, odejdź.
N- Nie możesz tu tak siedzieć, zamarzniesz.
C- Nie chce tam wracać.
Patrzałem tylko jak jej ciemnofioletowe usta ledwie się otwierały. Wyciągnąłem do niej rękę i spojrzałem błagalnie.
N- Nie ma go tam. Wróć do domu, a ja też zniknę.
Chwyciła za nią. Dałem jej swoją kurtkę i zaciągnąłem do ciepłego pomieszczenia najszybciej jak się dało. Charlie usiadła na kanapie przykryta kocem i popijała herbatę ,a ja robiłem, a raczej usiłowałem zrobić jej coś do zjedzenia. Po jakimś czasie, gdy opanowałem sytuację położyłem na stoliku obok niej dwie kanapki na talerzu i udałem się do drzwi.
N- Jeśli będziesz chciała porozmawiać, zadzwoń.
Ścisnąłem klamkę w dłoniach. Miałem już wychodzić, gdy spytała.
Ch- Wracasz do Irlandii?
Stałem tyłem do niej i patrzałem w drzwi. Nie wiedziałem co jej odpowiedzieć, bo nie wiedziałem jak postąpię.
N- Nie wiem.- tylko to przychodziło mi do głowy.
Ch- Aha...
Nasze wzajemnie spojrzenie trwało z jakąś minutę. Gdy wiedziałem już, że nic nie ma do powiedzenia wyszedłem i udałem się do swojego mieszkania, które pustoszało.