niedziela, 11 listopada 2012

Rozdział 47-

Dni kolejno mijały. Alex i Charlie nie kontaktowały się z chłopakami przez ten cały czas. Ostatnio gdy Niall odebrał okazało się, że była to automatyczna sekretarka. Przez wypadek Irlandczyka trasa przedłużyła się. Na chwilę obecną mamy 24 grudnia. Nasze główne bohaterki wyjechały do rodzinnego miasteczka spędzać święta wraz z rodziną. Chłopcy są w Londynie i wspólnie spędzają urodziny Louisa. Jednakże dziewczyny nie mają o tym zielonego pojęcia...

* z perspektywy Charlie*
Ah, ta atmosfera. Śnieg, rodzina, prezenty, kolędy no i te smakowite potrawy ! Tak długo czekałam na to. Uwielbiam ten stan kiedy śpię do dwunastej, mama budzi mnie rano na śniadanie które mi zrobiła. Znów czuję się jakbym miała siedem lat, nie siedemnaście. Teraz właśnie siedzimy przy stole. Babcia rozkłada święconkę ,a dziadek polewa dorosłym wódkę. Muzyka w tle mieszająca się ze śmiechami wszystkich tu obecnych. Młodsze rodzeństwo i kuzynostwo biega dookoła z uśmiechem od ucha do ucha ciesząc się z podarunków. Ja jak zwykle jadłam sałatkę warzywną. Opychałam się nią gdy przyszedł do mnie sms. Wiem, że nie powinnam go teraz odbierać ale nadzieja mnie zżerała. Niestety, to tylko życzenia od Alex. No w sumie miło z jej strony. Szybko odpisałam i patrząc za leżący śnieg za oknem rozmarzając się.
B- Charlie, coś nie tak ?
C- Nie babciu, wszystko dobrze.
Starsza kobieta popatrzała na mnie z uśmiechem i złapała za dłoń.
B- Myślisz o nim ?
C- Nie wiem kogo masz na myśli.
B- Chodzi mi o chłopca z którym jesteś na zdjęciu w swoim telefonie. Widzę jak ciągle zerkasz na wyświetlacz, zamyślasz się. Gdy byłam w twoim wieku miałam pewnego kolegę. Bardzo się lubiliśmy, aż w końcu zakochaliśmy się w sobie. Niestety moi rodzice postanowili, że wyjdę za mąż za kogoś innego. Musieliśmy się rozstać. Często myślę o nim, czy nadal żyje, jak spędzał wolny czas. Swojego męża też pokochałam ,ale nie tak jak jego. Teraz kochanie mamy inne czasy, masz wolny wybór. Nikt Cię nie zmusi. Ale jeśli będziesz zbyt długo zwlekała będziesz cierpieć jak ja.
C- Dziękuję, dziękuję za te słowa. Dają mi one dużo do myślenia.
Wstałam od stołu i poszłam przed drzwi. Usiadłam na małych schodkach przed domem i kijkiem pisałam sobie po śniegu. Mróz nie przeszkadzał mi. Zaczęłam rozmyślać. A co jeśli nigdy nie powiem Niallowi co do niego czuję i w ostateczności będę z Mattim ? Co jeśli weźmiemy ślub ,a ja nadal będę myślała o Horanie ? Nie, tak się nigdy nie stanie. Wstałam i chciałam wejść do środka lecz straciłam równowagę i poleciałam twarzą prosto w śnieg. Usłyszałam cichy chichot.

* z perspektywy Alex *
Święta, śnieg, bałwany, śnieżki, to co kocham. Zima to moja ulubiona pora roku. Siedzenie przy stole wraz z rodziną. Śpiewanie, obżeranie się oraz prezenty. Co roku tego samego dnia o tej samej porze ja i mój tata lepiliśmy pod drzwiami wielkiego bałwana, nawet teraz gdy zaraz będę pełnoletnia. To moja ulubiona rodzinna tradycja. Za piętnaście dwudziesta. Pobiegłam do swojego starego pokoju uczesać włosy i przebrać się w suche ciuchy. Cała rodzina siedziała już na dole. Ubrałam szybko brązowe rurki i mój ulubiony czerwono biały sweter z reniferami. Poszłam do wszystkich na dół. Podzieliliśmy się opłatkiem. Dziadek jak zwykle włączył na laptopie kolędy. Ja zajęłam swoje stałe miejsce przy oknie. Kiedyś było to idealne miejsce, teraz gdy urosłam trochę za wysoko mi. Ale i tak był to magiczny czas. Wysłałam szybko życzenia Charlie i zabrałam się za wcinanie barszczu.
D- Alex, powiedz nam. Jak mieszka Ci się w Londynie ?
A- Jest wspaniale. Mam nowych przyjaciół, w szkole idzie mi dobrze, na treningach jeszcze lepiej. Samodzielność nie jest zła.
D- No, a masz tam chłopaka czy nadal przytulasz się do poduszki ?
Pociągnęłam duży łyk barszczu.
A- Eemm... wiecie co. Ja chyba pójdę się przejść.
Wstałam od stołu i poszłam po telefon. Dawno nie wędrowałam tymi ulicami. Minęły cztery miesiące, a ja czuję się jakby to były wieki. Szłam przez mały mostek, lasek aż w końcu skręciłam obok domku Charlie. Miałam go ominąć gdy nagle zauważyłam ją właśnie jak leci twarzą w śmiech. Zaczęłam się śmiać.
C- POMÓŻ MI ,A NIE SIĘ ŚMIEJESZ !
Podbiegłam do niej i ciągnęłam ją za rękę.
A- Co ty tu robisz ?
C- Powinnam Cię spytać o to samo. Czy człowiek nie może lecieć już w śnieg ?
A- Hahaha. Jak minęły Ci te świąteczne dni ?
C- Znakomicie ,a tobie ?
A- Również. 
Siedziałyśmy na jej schodkach. Patrzałyśmy w wielki ślad sylwetki na śniegu.
C- Chcę już wrócić do Londynu.
A- Myślałam, że tylko ja. Przyśpieszamy powrót ?
C- Na kiedy ?
A- Na jutro.
C- Dobra !
A- Ale ja mówię poważne.
C- Ja też. Tam jest lepiej. Jest lepsze jedzenie. 
A- Mój kot źle tu się czuje. Rodzeństwo mnie irytuje.
Zaczęłyśmy się śmiać.
M- Charlie wracaj do środka !
C- Muszę iść. No to do zobaczenia jutro. Później zadzwonię.
A- Dobra, ja też już będę wracać. Pa.
Otrzepałam kurtkę i z powrotem poszłam przed siebie myśląc o wszystkim co mogło by się przydarzyć ,a się nie dzieje...

1 komentarz:

  1. Świetnie! Piszesz na serio bardzo ciekawie ;) xxx

    +zapraszam do czytania i komentowania mojego bloga http://onethingopowiadanieo1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń